poniedziałek, 2 lipca 2018

Samobójstwo Javerta- ranking

Jeżeli jest coś, co sprawia mi prawdziwą przyjemność, tą rzeczą jest oglądanie musicali. Nie nazwę siebie koneserką, gdyż za mało ich w życiu obejrzałam, mam jednak nadzieję to nadrobić! Z czystym sumieniem mogę jednak stwierdzić, że jestem fanką Nędzników, a przynajmniej musicalu (książki nie przeczytałam w całości). Widziałam dwa razy na żywo w swoim życiu i chcę raz jeszcze! I kolejny. Nie mam dość, a czuję wręcz niedosyt. Chcę po raz kolejny poczuć te ciary gdy słyszę pierwsze dźwięki uwertury i ekscytację, gdy widzę na scenie Javerta, jego mundur, srebrne włosy, bokobrody i lodowate spojrzenie. I jeszcze większe ciary, gdy wejdzie po raz pierwszy ze swoim mocnym barytonem, od razu z kopyta. 


Dziś biorę na tapetę jedną z mych ulubionych postaci i scen- Inspektor Javert, zafiksowany na punkcie prawa, wobec głównego bohatera wróg i czarny charakter, w powieści i spektaklu jedna z najciekawszych, wielowymiarowych postaci, której jakoś nie da się nienawidzić. Przynajmniej dla mnie jest to trudne, a już na pewno po poznaniu dramatycznych emocji napastujących inspektora, kiedy to cały jego światopogląd i kodeks moralny zawaliły się w jednym momencie. 


Zawsze bardziej jarała mnie postać Javerta, nie tylko ze względu na to, jak skomplikowany jest to charakter, lecz moim zdaniem ma po prostu lepsze partie wokalne niż Jean Valjean. I lepszy, mocniejszy głos (najczęściej). W moim osobistym rankingu kradnie połowę show (obok karczmarzy :D). 

Nędznicy to musical zdecydowanie chwytający za serce, jednak scena samobójstwa Javerta chwyta chyba najbardziej. No powiedzcie mi, co jest w tej historii bardziej wzruszającego? Zastrzelony Gavroche? Wyjątkowo smutne, ale to takie klasyczne zagranie na emocjach, bo umiera dziecko. Śmierć Eponine? Damskie ballady w musicalu i operze nigdy nie poruszają mnie tak, jak te w wykonaniu mężczyzn. Enjolras umierający z dumnie podniesioną głową? Zdecydowanie, ale jego śmierć nie jest okraszona tak efektowną pieśnią! I tak gwałtownymi emocjami. Toteż inspektor Javert w tej kategorii wygrywa. Poza tym to jedna z takich piosenek, których mogę słuchać w zapętleniu, kiedy mam doła i przeżywać w głowie emocjonalne, łzawe tornado. 


Jaka powinna być idealna scena samobójstwa Javerta? W mojej opinii mocna, a równocześnie emocjonalna. To moment w historii tej postaci, kiedy kamienne serce drżeć zaczęło, toteż Javert pokazuje swoje bardziej ludzkie oblicze. Jednocześnie znajduje się w olbrzymim wewnętrznym konflikcie, z którego nie widzi drogi wyjścia. Wciąż jest bezwzględnie oddany swojej pracy, swojej misji stróża prawa i nie ma zamiaru odpuścić i robić wyjątków. Nie może znieść tego, że w jego sercu pojawiły się wątpliwości. I wątpliwości teraz mam, choć ich nie znałem tyle lat. Pyta siebie zrozpaczony: and must I now begin to doubt? Po raz pierwszy od wielu lat prawo jawi mu się inaczej niż tylko czarno biało. Ostatnia scena Javerta nie może być według mnie ani zbyt łagodna, ani zbyt przesadzona i przerysowana. Dzikie wrzaski i miotanie się niekoniecznie są tym, o co tutaj chodzi. Który z aktorów najlepiej sobie z tym poradził? Przeanalizujmy! Oczywiście, wielu doskonałych wykonań mogłam jeszcze nie poznać. Poniżej wymienione to w zasadzie takie najbardziej sztandarowe. Zapewne z czasem będę mogła ową listę rozwinąć. Kolejność przypadkowa. 


1. Łukasz Dziedzic
Dziedzic spełnia w zasadzie wszystkie kryteria perfekcyjnego odegrania sceny samobójstwa Javerta. Wyjątkowy głos i fantastyczny talent. Kiedy trzeba przywali, kiedy trzeba zaśpiewa łagodniej. Wszystko jest tak, jak trzeba. I przede wszystkim czuć te emocje. Mocna, emocjonalna wersja. To jej słuchałam najczęściej w melancholijne dni i bezsenne noce. 10/10.




Jak mam pozwolić, żeby on
Od dziś nade mną górę wziął
Ścigany człowiek poza prawem
Pozwolił mi żyć i wolność wrócił
Powinien skończyć ze mną raz
Mógł zrobić to
Już mi zajrzała w oczy śmierć
A żyję wciąż i w piekle tkwię.
2. Russel Crowe
Zdaje się, że Russel zebrał za tę rolę równie dużo pochwał, co krytyki. Ja sama nawet lubię postać Javerta w jego wykonaniu, sądzę, że aktorsko bardzo dobrze się z tej roli wywiązał, pokazał dużo emocji, psychicznego rozdarcia, słowem, to że Javert też jest człowiekiem. Wokalnie- byli lepsi, aczkolwiek wciąż przyjemnie się Russela słucha. Jednak jeśli chodzi o scenę samobójstwa- po pierwsze została skrócona (nieładnie!), po drugie zabrakło mi tutaj mocy. Kryterium emocjonalności spełnia jak najbardziej, ale jak dla mnie Russel odśpiewał wszystko zbyt łagodnie i na jedno kopyto. Javertem targały silniejsze emocje, przecież cały świat mu się zawalił i jest na moment przed rzuceniem się z mostu! 


3. Philip Quast
Jeden z najsłynniejszych odtwórców roli inspektora, przez niektórych uważany za jedynego słusznego Javerta i boga Nędzników. Jak dla mnie, choć talentu wokalnego odmówić nie sposób, a jeśli o samego aktora idzie, to jest na czym oko zawiesić, tak w tej kreacji postać Javerta została przerysowana. Dzikie spojrzenie i dzikie wrzaski czynią z niego stereotypowo czarny charakter, odbierają postaci dwuwymiarowość. Javert nie musi być naburmuszony 24 na dobę. (Chociaż, cholera jasna, jak teraz bardziej się wsłuchuję i więcej patrzę w te przepełnione szaleństwem i rozpaczą błękitne oczy, tak powoli zaczynam doceniać to wykonanie...)


4. Terrence Mann
Występował w oryginalnej obsadzie na Broadwayu. Chciałabym ten występ zobaczyć. Jeśli zaś chodzi o scenę samobójstwa, bardziej łagodnie niż krzykliwie, ale emocji i mocy nie brak. Śpiewa pięknie, jednak...brakuje trochę tej ikry, która sprawiłaby, że uznałabym to wykonanie za najlepsze. Pięknie, poprawnie, ale to nie jest szczyt możliwości i potencjału tej sceny. 


5. Patrick Rocca
Wreszcie wykonanie w ojczystym języku Hugo. Odkryłam je dopiero dzisiaj i przepadłam. To jest więcej niż doskonałe. Można przy tym z czystym sumieniem zanosić się łzami i wyć do księżyca. Zwłaszcza kiedy słyszy się Toute ma vie fut une erreur je la retourne au néant (całe moje życie było błędem, powracam do niczego). Co więcej, jakkolwiek nie jestem wybitną fanką francuskich pieśni, tak tutaj język ten brzmi fantastycznie. Zaczynam żałować, że od trzech lat prawie go nie ruszyłam i zapominam coraz więcej. Czas przypomnieć sobie trochę francuskiego. 


6. Piotr Płuska
Tego pana miałam wielką przyjemność zobaczyć w tym roku na żywo. Zakochałam się w głosie od pierwszych wyśpiewanych nut. Niestety, na YouTubie nie można znaleźć żadnego fragmentu z Nędzników w jego wykonaniu. Dlatego między innymi chcę jechać do Łodzi jeszcze raz! Teraz zaś  mogę jedynie podrzucić próbkę głosu. Zawsze coś! Swoją drogą Skrzypka na dachu też ostatnio widziałam. :)


7. Darryl Lovegrove
No dobrze, tutaj mamy absolutnego faworyta, przebił wszystkich. Obejrzyjcie koniecznie, na końcu czeka Was niespodzianka!


Myślę, że na dziś starczy tego dramatyzmu. W mym osobistym rankingu na specjalną nagrodę za scenę samobójstwa Javerta zasługują Dziedzic, Rocca i Lovegrove. A Wy, lubicie postać inspektora, czy może nienawidzicie za to, że dręczy Jean Valjeana? Które z wykonań najbardziej przypadło Wam do gustu?

PS. Na koniec coś dla rozluźnienia. ;) 

8 komentarzy:

  1. Muszę się przyznać, że nigdy nie byłem w operze, za to kilka razy na operetce. Pamiętam Zemstę Nietoperza, podobało mi się. Włączyłem lidera i słucham. Ciekawe nawet. A propos: "To jej słuchałam najczęściej w melancholijne dni i bezsenne noce" to trudno w takim wulkanie emocji się rozluźnić. Może w takich chwilach warto pomyśleć o czymś uspokajającym... Jak choćby to:

    https://www.youtube.com/watch?v=y6mGi_Ebs_U

    No ale ja się nie znam.. Zwłaszcza na operach..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie miałam napisać, że w operze też nigdy nie byłam, ale przypomniałam sobie, że miałam okazję raz być w operze krakowskiej na takim występie, gdzie odśpiewano najbardziej znane pieśni z różnych oper. Niemniej, jeżeli opery oglądam, to raczej w telewizji (czy tam na dvd). A zaczęło się tak naprawdę od filmu "Amadeusz" :)

      Hmm, słuszna uwaga. To na pewno nie jest piosenka uspokajająca, przeciwnie, przeładowana silnymi emocjami. To takie masochistyczne dowalanie sobie. I prawdę mówiąc mam tendencję do takiego właśnie nakręcania się, co nie jest do końca zdrowe, ale cóż. Po prostu słucham muzyki adekwatnej do nastroju :)

      Usuń
  2. Nie widziałam, nie czytałam. Wstyd, jakoś się nie złożyło. Dzięki Tobie chociaż fragmencik poznam i nadrobię. Cudownie, że opowiadasz o czymś z taką pasją. Sama wiem, ż4 pięknie tak zbzikować. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja byłam Nędznikami katowana, odkąd zaczęłam uczyć się francuskiego w gimnazjum :D Ale prawdziwie doceniłam dopiero po czasie.
      W 2012 bodaj został nakręcony film, tak jak spektakl cały wyśpiewany, tylko że na ekranie. Nie jest to może najlepsza obsada od strony wokalnej, ale aktorsko spisali się bardzo dobrze. Także, jakbyś miała kiedyś ochotę, polecam. Choćby ze względu na to, że muzyka jest po prostu piękna. Samo słuchanie sprawia przyjemność.

      O tak, w tej kwestii wiem, że mnie rozumiesz. :) Potrafię się w coś wkręcić totalnie i to super sprawa. A potem rodzina się mnie czepia, że rozkładam wszystko na czynniki pierwsze i analizuję...pfff

      Usuń
    2. Ja francuskiego nigdy się nie uczyłam, w liceum miałam do wyboru hiszpański i niemiecki - ten pierwszy do tej pory mi się podoba. Choć nauczycielkę miałam fatalną, niewiele umiem :P Zawsze mogę to poprawić jakimś kursem, ale siły nie mam, studia same potrafiły wykończyć. Może kiedyś? :)
      W temacie samych "Nędzników" operuję ogólnikami, zarys fabuły, te sprawy. Trzeba nadrobić. Niemniej też mam swojego hopla w dziedzinie klasyki: uwielbiam twórczość Dostojewskiego i teraz, po latach chyba ośmiu, wróciłam do "Idioty". Też się śmieją że snobuję, ale cóż, ich sprawa. Kocham księcia Myszkina, niech gadają, co chcą xD

      Usuń
  3. Ja raczej za musicalami nie przepadam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to jedna z tych rozrywek, która nie każdemu przypadnie do gustu. ;) Coś jak opera. Mnie akurat przypadła. Choć musical musicalowi nierówny, to po prostu przedstawienie, którego przeważająca ilość to piosenki, bądź jest wyśpiewane w całości (jak Nędznicy). Być może kojarzy Ci się z jakimś melodramatyzmem, ale nie zawsze tak jest. Niemniej, oczywiście nie każdy musi taką formę lubić. Na szczęście są inne rozrywki kulturalne. Dla każdego coś miłego :)

      Usuń
  4. Chyba nie jestem fanką musicalu, co nie znaczy, że raz na jakiś czas ich nie oglądam. Jestem wielką fanką filmu, i oglądam wszystkie gatunki. Jednak pozostaję wierna horrorowi :)
    Pozdrawiam cieplutko myszko :*

    OdpowiedzUsuń