wtorek, 5 czerwca 2018

Dziś

Czy naprawdę trzeba planować życie dziesięć lat do przodu? Czy trzeba mieć piętnaście planów alternatywnych? Czy naprawdę odpowiedź "coś wymyślę" nie jest satysfakcjonująca? Nienawidzę swojej aktualnej rzeczywistości. Nie dlatego, że nie chcę podejmować decyzji i działania. Nie chcę podejmować ich pod presją. A presję czuję ostatnimi czasy ogromną. Nie wiem, czy pochodzi bardziej z zewnątrz, czy z mojej własnej głowy. Z jednej strony cały ten zwracający się ku sprawom ducha mainstream krzyczy "bądź obecny tu i teraz!", z drugiej powinieneś mieć plan na siebie na najbliższe dziesięć lat, a najlepiej do końca życia. Czuję dysonans. Oprócz tego mam zaczątki załamania emocjonalnego z racji, że za tydzień ostatnie zajęcia z moim ukochanym wykładowcą. A jest on aktualnie jedyną mą prawdziwą w życiu radością (nie licząc mrożonej kawy i jajecznicy na pomidorach). Bez jego uroczego uśmiechu, przyjemnego poczucia humoru, ciepłego głosu, jakiejś łagodności i szczerej wrażliwości oraz oczywiście inteligencji i nieustającej inspiracji, moje życie utraci barwy, które ten człowiek w nie kilka miesięcy temu wlał. Utracę sens i powód do wstawania z radością w każdy poniedziałek. Dla żadnego innego wykładowcy nie poświęcałam się do tego stopnia, by cisnąć na zajęcia z bolącym pęcherzem (jak dzisiaj). Może powinnam zacząć o swoich problemach rozmawiać z przyjaciółmi? Z powodu podłych nastrojów jakiś czas temu odizolowałam się jednak od ludzi i teraz siedzę zabarykadowana za murem. To znaczy, przepraszam bardzo, rozmawiam z przyjaciółmi bardzo wiele. Szczegół, że tylko we własnej głowie; Marzę, żeby utrzymywać się z pracy naukowej. Jednak czuję się aktualnie niekompetentna, beznadziejna, "wiem że nic nie wiem" i wstydzę się konferencji i publikacji. Na chińskim nie mogłam dziś usiedzieć na tyłku. Zaczęło mi się coś niedobrego z podbrzuszem dziać i miałam ochotę równocześnie rzygać i zemdleć. Omdlenie najlepszym rozwiązaniem na życiowe problemy? Może tak. Podobno sposobem jest kucnąć, wstrzymać oddech, i od razu gwałtownie wstać. Na razie nie sprawdziłam.

Dziś będę promować moją lokalną kapelę, a co, kto bogatemu zabroni! No i piosenka z mym nastrojem współgra.  

14 komentarzy:

  1. Indyk myślał o niedzieli... Ja kiedy pada pytanie o plany zawsze mówię, że trzeba dożyć do końca tygodnia... Kariera naukowa jest rodzajem pracy twórczej. Ktoś mądry powiedział: chcesz być artystą - przygotuj się na znoszenie odrzucenia.

    Ten doktor jest żonaty? Bo jeśli tak to takie inwestycje uczuciowe są dość ryzykowne, nie oceniam i nie krytykuję, tylko po prostu tak to jest. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż właśnie. Oczywiście, że pewne rzeczy trzeba sobie z wyprzedzeniem zaplanować czy załatwić, ale wiadomo, o co chodzi. Nadprogramowe planowanie raczej mnie męczy i odbiera radość życia, tak już mam.

      Zgadzam się, jest to rodzaj pracy twórczej. Na pewno nie odtwórczej :D Wymaga pewnej wrażliwości, głębszego patrzenia na różne zjawiska, niejako od kuchni, a nie tylko na to, co rzuca się w oczy, wyciągania samodzielnych wniosków, patrzenia w szerszym kontekście, próby zrozumienia, dlaczego ktoś myśli tak a nie inaczej itd.

      I to jest pytanie podstawowe :D Bo nie wiem. Ten doktor jest z innego instytutu, nie z mojego, gdzie zna się wszystkie ploteczki na temat życia wykładowców. Oczywiście, gdybym chciała się do niego zalecać w jakiś sposób to tylko pod warunkiem, że jest wolny. Ale traktuję go raczej, jako będącego poza moim zasięgiem. Ot, taka miłość platoniczna.

      Usuń
  2. Dziś nakłady Chin na naukę są tak potężne że najważniejszym kryterium opublikowania czegoś w dobrym czasopiśmie jest kryterium nowości. Nauka uległa tabloidyzacj. Jak nie wooow są kłopoty.

    Mężczyzna powinien nosić obrączkę. Jak nie ma to jest szansa. Miłość platoniczna niekoniecznie musi taką pozostać na zawsze. Fajnie że masz takie trzeźwe spojrzenie, lepiej czasem się powstrzymać i uniknąć katastrofy. Jak mawiają Japończycy: zanim raz utniesz, trzy razy przymierz 😀

    OdpowiedzUsuń
  3. "Jak nie ma woow" powinno być powyżej

    OdpowiedzUsuń
  4. Proszę, powiedzi mi, błagam...
    Jak się robi jajecznicę na pomidorach? Zawsze jak próbuję, to wychodzi mi jakaś wodnista papka :(
    No i tak, infp nienawidzi podejmowania decyzji, coś o tym wiem xD Zazwyczaj czekam aż życie podejmie je za mnie, nie wiem czy to dobrze, czy źle (raczej źle).
    Kurde, romans z doktorem, w głowie mi to się nie mieści xD Nie w pejoratywnym sensie, po prostu chodzę na tego typu uczelnię, gdzie do głowy by mi nie przyszło zadurzyć się w wykładowcy (w dużej mierze dlatego że to stare, nudne pryki). I pal licho czy żonaty, ostatnio znajoma znajomej sobie z takim kręciła xD W sumie to piękne, co piszesz, taka miłość "poza zasięgiem" zawsze mnie jakoś ruszała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, najpierw kroję pomidory w kosteczkę i wrzucam na olej... dużo zależy też od tego jakie pomidory są :D W każdym razie możesz je trochę podsmażać, poczekać aż woda z nich odparuje, nie musisz od razu wbijać jajek. No i później dodajesz jajka, jakieś przyprawy (u mnie sól, bazylia, to w zasadzie w dowolnym momencie, np. możesz posolić pomidory przed wrzuceniem na patelnie) i cóż, stoisz nad tym i mieszasz aż efekt będzie zadowalający. :D Jak Ci zostanie nadmiar wody to możesz go odlać zawsze. Więc może kluczem jest, żeby na początku te pomidory sobie "odparowały"? Ale nie martw się, mnie też wychodzi raz tak, raz śmak xD

      Tylko czy życie każdą decyzję za ciebie podejmie? Czy może w pewnym momencie stwierdzi, że ma to w dupie. Jakie masz doświadczenia w tej materii? Ja na razie czekam na decyzję chińskiego rządu, czy chcą mi płacić hajs za studiowanie w ich kraju. xD

      Romansu nie było niestety, haha. No, chyba że w mojej głowie. xD Ja mam właśnie fajnych i takich dość charakterystycznych wykładowców na uczelni. Na pewno nie nudnych (w większości). Ale ten jest pierwszym, który jest dla mnie atrakcyjny nie tylko intelektualnie, ale hmm, całościowo. I cóż, nie mogę powiedzieć, że przyszło mi to do głowy, po prostu się stało :D Kiedy pewnego dnia zagadał mnie na korytarzu uroczo nieogarnięty, czy on na pewno ma z nami zajęcia za dwie godziny. XD
      Mam koleżankę na roku, która w totalnie dziwaczny sposób zarywa do wykładowców (także żonatych). Wydaje mi się absurdem, żebym miała podejść po zajęciach do mojego doktora i zaprosić go na wspólne gotowanie w moim mieszkaniu. xDD No jakaś abstrakcja.

      Wgl to wybacz, że na maila nie odpisałam, bywam mistrzem prokrastynacji po prostu..

      Usuń
    2. Dzięki, tak zrobiłam, i zacne było to jadło.
      "Jakie masz doświadczenia w tej materii?"
      W sumie nie uściśliłam, bardziej mam tak, że ciężko mi wziąć się w garść i wyjść z niesatysfakcjonującej sytuacji.

      Usuń
    3. Cieszę się!
      I rozumiem.

      Usuń
    4. A także nie potrafię się kłócić. Dlatego unikam konfliktów i jeśli jest problem interpersonalny, wypieram go albo igoruję, zamiast stawić jemu czoła i rozwiązać go. Tak ogólnie mówiąc.

      Usuń
    5. O tak, z kłóceniem się też mam problem w większości.

      Usuń
  5. Moją jedyną radością jest obecnie czekolada i muzyka Mike'a Oldfielda, więc luz. W zasadzie tak od półtora roku. Przynajmniej nie muszę odliczać do końca xD
    Serio mówiąc, trochę Ci zazdroszczę tego doktora. Na mojej uczelni ze świecą szukać osoby, która przywróciłaby wiarę w naukę humanistyczną jaką jest socjologia. Naprawdę myślałam, że takie zakochania występują tylko w filmach. ale niczego nie zamierzam krytykować. Sama bym pewnie oszalała, spotykając mężczyznę, który odpowiada mi intelektualnie, a gdyby jeszcze doszły do tego inne cechy, klękajcie narody! Z ręką na sercu. Coraz częściej myślę też o pracy naukowej, u mnie akurat badaniach. W ramach magisterki na początek. Potem, kto wie? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, jaką czekoladę lubisz najbardziej? :D

      To ja właśnie mam szczęście do wykładowców. Większość z tych, których spotykam inspiruje intelektualnie, poszerza horyzonty, jest z powołania po prostu. Mój promotor na przykład.. był trochę jak taki dobry tatuś :D W sensie czułam, że serio chce mi pomóc, bym skończyła pracę na czas i to nie tylko dla własnych korzyści, ale żebym ja na przykład mogła na studia w lipcu zarekrutować. Sam mi chociażby cały przypis zrobił, choć nie musiał. A ten doktor, o którym wspominam właśnie również inne cechy posiada :D

      Na jaki temat piszesz magisterkę?

      Usuń
  6. Cześć Wera, napisaliśmy o poezji wokalisty Rammstein, tak jak nam sugerowałaś. Pozdrowienia i jeśli masz jakieś kolejne tematyczne propozycje chętnie z nich skorzystamy.

    OdpowiedzUsuń