poniedziałek, 5 marca 2018

Kolejnej wiosny łyk

Wreszcie mogę powiedzieć, że przyszła wiosna. Dla mnie dziś jest jej pierwszy dzień. To po prostu czuć. Czuć w przebudzającym się do życia dniu. Czuć w słońcu, które wreszcie zaczęło nieśmiało grzać. Czuć w powietrzu. Czuć w sercu, w którym wreszcie budzi się nadzieja i odrobina siły. Ta odrobina, na dobry początek, której tak bardzo mi potrzeba. Początek wiosny to przesilenie. To przebudzanie się do życia, które może być wbrew pozorom bolesne. To nieraz osłabienie i paradoksalnie spadek nastroju. Znacie to? Spadek nastroju, a równocześnie jakaś radość i lekkość. W tym samym czasie. To się niekoniecznie wyklucza. Jestem jednak gotowa wziąć to wszystko na klatę w zamian za odrobinę słońca i nadziei. 

Zmęczyła mnie obrzydliwa zima, a dokładniej to jej brak. Wieczna chlapa, breja, błoto i brudne powietrze. Do tego sesja, której jakoś nie mogłam zmóc, inne obowiązki, praktyki... wszystko się na siebie nałożyło, na jakiś czas przestałam być człowiekiem przechodziłam za to przez kolejne stadia egzystowania jako zombie. Rano nie wstawałam z łóżka- każdego ranka wygrzebywałam się z grobu. W końcu jednak wszystko powoli się udało. Jak zwykle rzutem na taśmę. :D  Przeobraziłam się na powrót w człowieka. Chciałabym choć na trochę odpocząć od bycia trupem! 

W międzyczasie zdarzały się jednak dobre chwile. Wieczór, którego wspomnieniem ogrzewam się co noc. I wspomnienie to musi mi na jakiś czas wystarczyć. To miłe uczucie, ten moment, kiedy pijesz z kimś wino, rozmawiasz i równocześnie znajdujesz się coraz bliżej niego. I dobrze wiesz, że obydwoje chcecie się dotknąć. I że zaraz to zrobicie. Jest w tym jakaś świeżość. Ekscytacja. Ten moment tuż przed jest prawie tak samo fajny jak to, co dzieje się potem. Czwarty strong, piąty strong, coraz bliżej twego ciała, oczy moje lewitują odległość jest już mała. 
Moje miasto robi się teraz ładne. Spacerowanie po nim sprawia mi przyjemność. Ale brakuje w tym mieście Ciebie. Z Tobą ta wiosna byłaby fajniejsza.


PS. Widziałam Nędzników na żywo. Przepiękne doświadczenie. Czuję wzruszenie. Poruszenie. Niedosyt. Chciałabym jeszcze! 

3 komentarze:

  1. U mnie ani słońca, ani radości. Szarość i marazm. Chyba zatrzymałam się w fazie zombie, o której piszesz. Nie wiem kiedy to minie, bo ma na to wpływ przede wszystkim moje niestabilne zdrowie, ciągle mnie coś bierze. Ciężko w tym zachować optymizm, jak masz świadomość, że matura coraz bliżej, a sił do nauki coraz mniej. Nawet te moje postanowienia leżą i kwiczą, bo przestało mi na czymkolwiek zależeć.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja to już chyba wolałam te mrozy bo przynajmniej słońce świeciło. co mi z 10 stopni na plusie jak ciemno i depresyjnie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też oczekuję już tej wiosny.... a co do to ostatniej sytuacji, o której wspominasz to i takie wspomnienia są potrzebne...

    Miło/ść

    OdpowiedzUsuń