Wiecie, kiedy jest się tak zamkniętym w sobie, że ludzi, którym w ogóle skłonny jesteś się zwierzać, którym jakoś tam ufasz, i którym równocześnie na tobie troszkę zależy, jest jak na lekarstwo- to ciężko się nie przywiązać, gdy już się ktoś taki pojawi. No jak? Lgnę jak mucha do lepu.
Ludzie się zmieniają. Relacje się zmieniają. Okoliczności się zmieniają. Takie już jest życie- zmienne. Dlatego nie mogę opierać się na drugiej osobie. Ani na czymkolwiek poza samą sobą. Dlatego nie mogę lgnąć i przywiązywać się do tego, co jest teraz. Bo to nie ma sensu. Bo to niemożliwe, by przez cały czas było tak samo. Bo nawet w najtrwalszych relacjach poziom zażyłości jest różny- raz jesteśmy bliżej, raz dalej. A kiedy kurczowo trzymamy się czegoś- cierpimy. Gdyż nie jesteśmy w stanie tego utrzymać. Nie jesteśmy, po prostu. To niemożliwe. A założenie, że się da, wynika z błędu poznawczego, z niezrozumienia rzeczywistości. Mimo to przywiązywanie się, oczekiwanie, jest jakoś wpisane w naszą ułomną ludzką naturę.
Życie to pasmo cierpień. Tak, kurwa, Buddo mój wspaniały, miałeś rację, życie to duhkha. Czymże ona jest? Ano można przetłumaczyć ten rzeczownik (? jacyś znawcy sanskrytu? :P) jako cierpienie albo niepokój. Wszyscyśmy w duhkhę uwikłani. Mamy przejebane. Chyba, że puścimy to całe gówno. Przestaniemy się tak kurczowo czepiać czego się da. Let it be. Let it go. Let that shit go.
Osobiście uważam Siddhartę Gautamę, człowieka, który później został Buddą, za swoistego geniusza. Sądzę, że określenie mahasattwa- wielka istota- nie jest bynajmniej przesadzone- był wielki. Zaskakujące jest, jak doskonałą intuicję miał jeśli chodzi o naturę rzeczywistości. Wiecie, jestem zdania, iż udało mu się niemalże zgłębić istotę życia. Niemalże, gdyż nie istnieje coś takiego jak prawda obiektywna i absolutna. Jednakże przyznać muszę, iż buddyzm jest niezwykle użytecznym narzędziem. Jest niezwykle użyteczny psychologicznie i po prostu życiowo. Dlatego, kiedy już powrócę z wojaży, mam zamiar przybliżyć wam ten temat. Bo tak naprawdę chuj z tym, czy wierzysz w reinkarnację. Sama niezbyt wierzę, jak i w jakiekolwiek życie po śmierci. Dalajlamę też gówno to obchodzi. Weźcie metody buddyjskie i zbadajcie je dokładnie i naukowo. Jeżeli pomagają one zmniejszyć ludzkie cierpienie, to nie powinny być zastrzeżone tylko dla buddystów – powinny służyć każdemu- tak powiadał. I to właśnie buddyzm ma nam do zaoferowania. Praktyczne i użyteczne metody, które pomagają zmniejszyć cierpienie. Któż z nas by tego nie chciał? Wiecie, sama nigdy nie nazywam buddyzmu religią i nie lubię tego określenia. Mało tego, prawda jest taka, że buddyzm jest ateizmem i, jak to powiedział mój wykładowca tegoż przedmiotu, nie bójmy się tego określenia. Nie ma tam mowy o jakiejkolwiek istocie uprzywilejowanej, która istniałaby sama z siebie. Ale o tym jeszcze kiedyś.
A wiecie, że nie tylko Budda uczył, by się nie przywiązywać? Chyba czas nadrobić lekcje z mistrzem Yodą ♥ Może to bardziej was przekona.
A tak już abstrahując od tego wszystkiego. Wiele się u mnie działo, dzieje. Wiele naprawdę dobrych rzeczy jak i takich dość bolesnych... mimo wszystko całkiem nieźle sobie z nimi poradziłam... efektem ubocznym było tylko złapanie wirusa półpaśca oraz permanentny ból brzucha... taki spowodowany nadmiernym stresem. I jak zwykle tłumieniem emocji, które są zbyt silne, by je stłumić. I czasem mam już tego dość, chciałabym, żeby ktoś mnie pokołysał w ramionach i głaskał. Tak po prostu. Mam już dość radzenia sobie ze wszystkim w samotności. A i tak idę w zaparte, że to inni cierpią, a mnie nic się nie dzieje. Ja to tam spoko, nic takiego, poradzę sobie. Ciekawe, jak długo jeszcze. Wciąż bardzo ciężko o to, żebym w ogóle zaczęła się zwierzać. Tak już mam. Choć bardzo, bardzo powoli uczę się rozmawiać o słabościach, może kiedyś się przełamię. Albo i nie.
I tak nie jest najgorzej, mam teraz w swoim życiu kilku kochanych ludzi, przed którymi potrafię się troszkę otwierać. I to jest ulga, gdy nie musisz aż tak udawać.
W ogóle to moje życie stało się ostatnio pasmem absurdów. Naprawdę, sceny jakby żywcem wyjęte z Monty Pythona XD Ale o tym też poopowiadam kiedy indziej.
Jeszcze piosenka, od której się uzależniłam:
Jaki piękny głos ♥ Wiecie, że śpiewa to aktor, który wcielił się w postać Ramsaya w "Grze o tron"? :D
Dobranoc.
"Nie jestem, nie będę, nic nie jest moim, nic moim nie będzie. Oto koszmar dla głupców, lecz koniec strachu dla mądrych"
OdpowiedzUsuńOstatnio też skłaniam się ku czemuś na kształt buddyzmu.. Bo chyba nie ma czegoś takiego jak "ja", jeśli nie jest ono czymś więcej niż kompleksem przeżyć wewnętrznych (tzw. qualiów), czynników środowiskowych, skalą poznawczości, które indukują poczucie odseparowania od innych ludzi, od otoczenia. Gdyby usunąć to wszystko okazałoby się że wszyscy pływamy w jakimś wibrującym polu energetycznym, a nasze mózgi są tylko radioodbiornikami. Odkrycia i przypuszczenia co do świata kwantów dają baardzo wiele skojarzeń z buddyzmem. Np. weźmy pod uwagę siłę umysłu, jak to jest że pod wpływem hipnozy możesz poczuć zimno w ciepłym pokoju, ból, radość, cokolwiek? A przecież bodziec nie pochodzi ze świata zewnętrznego, lecz z impulsów nerwowych. Więc tylko tak można zdefiniować "rzeczywistość", jako impulsy nerwowe, a więc wszystko wokół jest plastyczne.
Choć mi póki co taka wiedza daje niewiele poza lekkim ukojeniem. Może jak pozgłębiam medytację (btw, znasz może jakieś dobre książki na ten temat, rady dla początkujących? :D) to zdołam wyleczyć się z pewnych lęków, nawyków i tak dalej.
O tak, fizyka kwantowa z buddyzmem doskonale się łączy, sama jestem szalenie zafascynowana tymi zagadnieniami :D No właśnie, materia to przecież zmagazynowana energia, zagęszczona wibracja, nasze przeżycia, emocje również są niczym innym jak impulsami.
UsuńI ta wielce nieobiektywna rzeczywistość wydająca się być projekcją naszego umysłu, a to, że pewne rzeczy widzimy podobnie wynika z tego, że po prostu jesteśmy podobnymi odbiornikami :P I tutaj mamy zagadnienie fali prawdopodobieństw, to, że cząsteczka przyjmuje jakieś położenie dopiero pod wpływem obserwacji czy pomiaru... o tak, to wszystko daje do myślenia.
A w buddyzmie jest nawet taka filozofia "tylko umysłu" :D
O tak, świat nie jest taki, jak go powierzchownie odbieramy. I właśnie wydaje mi się, że Budda, filozofowie wschodu mieli bardzo dobrą intuicję co do tego, jak naprawdę może to wyglądać- chociażby buddyjska kosmologia zakłada istnienie wieloświatów, nieskończoność wszechświata, brak uprzywilejowanej istoty w nim, nadrzędną rolę umysłu... i tak dalej. Pomijając już psychologiczną użyteczność, buddyjskie metody są obecnie często wykorzystywane w psychoterapii- chociażby coraz bardziej popularne mindfulness.
Co do medytacji- sama jestem bardzo początkująca :D Ale co do książek, to mogę polecić "Uważność- trening pokonywania codziennych trudności"- Ronald Siegel. Jak dla mnie jest dość wyczerpująca, przystępnie napisana i przede wszystkim masz tam opis wielu technik medytacyjnych krok po kroku.
http://www.thewayofmeditation.com.au Bardzo lubię też tę stronę.
http://www.thewayofmeditation.com.au/blog/simple-instructions-on-how-to-meditate/ A tutaj masz instrukcję jak medytować krok po kroku :D
Yoda matko kocham <3 Jest cudowny naprawdę mądry.
OdpowiedzUsuńNie wiem nic o buddyzmie oprócz tego,że istnieje xd Ale tak czytając...Dowiaduję się czegoś nowego. I chwała ci za to ;)
W sumie nie dziwię się Buddzie,że nie kazał się przywiązywać. W końcu takie przywiązanie prowadzi do często złych rzeczy (choćby jak już jesteśmy przy Gwiezdnych wojnach taki Anakin na przykład tak się przywiązał do swojej żony,że w końcu aby ją ratować zrobił coś złego a i tak sprowadziło to na nią śmierć). I w sumie masz rację,ze to trudne. Bo człowiek nie jest z natury samotną wyspą. No i doskonale Cię rozumiem,bo mam tak samo. Choć staram się nie ufać nikomu przez co się nie przywiązuję no i potem nie płaczę. Ale też często jest mi smutno jak nie mam z kim pogadać. I tak źle i tak źle.
No jak już pisałam dziękuję za przybliżanie czym jest buddyzm. Ogólnie warto chyba wiedzieć co nie co o innych religiach,a nie jak niektórzy zamykać się w czterech ścianach swojej religii uparcie ignorując wszystkich naokoło i uważając ich za gorszych. Nie nie.
Dla mnie osobistym wzorem jest Ghandi. Świetny człowiek właśnie taki otwarty może i nie robił jakiś spektakularnych rzeczy w mniemaniu niektórych,ale mimo wszystko groził paluchem wszystkim hipokrytom. I to było super.
Nie martw się,bo kiedyś na pewno osoba do przytulenia i kołysania się znajdzie. Sama mam problem z mówieniem tego co mi leży na wątrobie więc nie jesteś sama ;) W każdym razie sądzę,że lepiej nie umieć niż zwierzać się wszystkim naokoło. Na zaufanie w końcu trzeba zasłużyć.
Mam nadzieję,że już z Twoim zdrowiem dobrze ;)
Cholibka szlag mnie trafia szyba zacznę oglądać serial,bo zanim dorwę wreszcie książki w bibliotece zdążę się zestarzeć a wszyscy znajomi narobią mi spojlerów...
Piosenka świetna nie tylko ze względu na głos,ale i na tekst. Świetny...
Właśnie w tych częściach, które widziałam, było niewiele Yody, ale widzę, że zdecydowanie czas to nadrobić ^^
UsuńBardzo się cieszę, że wyciągasz coś dla siebie z mojej pisaniny i że jakoś mogę Ci przybliżyć czym jest buddyzm ;)
A ja z kolei chyba muszę coś sobie więcej o Ghandim poczytać, bo szczerze mówiąc nie wiem jakoś specjalnie dużo na temat tej postaci, tylko takie podstawowe minimum.
Ze zdrowiem już w porządku, dziękuję :)
Też się nie mogę dorwać do książek, uhh... przynajmniej serial oglądałam, polecam :)
I bardzo się cieszę, że piosenka się podoba! Tekst również uwielbiam.
Jeny,wspolczuje polpascia :/
OdpowiedzUsuńI kurde jak tu się nie przywiazac do drugiego człowieka? Zwierzęta stadne z nas to i się przywiazujemy. I nieraz trzeba sobie na to pozwolić i nie myśleć o potencjalnym bólu i o tym ze to się kiedyś zmieni, ze ta osoba się zmieni, relacja. Bo i ze złych rzeczy powstają dobre. A wiem co mowie xD
Niee no, nie było tak źle :P
UsuńNo właśnie, nie ma też co uciekać od bólu za wszelką cenę.
Też współczuję... Choróbska z natury są okropne, a to podobno paskudztwo wyjątkowe. Jak rozumiem, już po wszystkim?
OdpowiedzUsuńJeśli można buddyzm przyrównać do terapii (a pewnie nie), dobrze się składa. Sama się cholernie przywiązuję, nieraz wręcz uzależniam, a potem wszystko przeżywam. Wysłucham cierpliwie lekcji, która z Tobą na pewno jest porywająca, masz dar mówienia o tych sprawach, czuć pasję. Jeśli napiszesz więcej, postaram się wyciągnąć jak najwięcej, choć natury pewnie nie oszukam.
Przytulam Cię i kołyszę w ramionach, nerwusie :* Uważaj na siebie.
Dziękuję... ale nie było tak strasznie :D I tak, już po wszystkim :)
UsuńOczywiście, że można przyrównać buddyzm do terapii :D Właściwie to w dużej mierze jest on terapią, Budda właśnie po to rozpoczął swe duchowe poszukiwania- by znaleźć sposób na radzenie sobie z bolesną rzeczywistością i cierpieniem. Ogółem jest on bardzo użyteczny terapeutycznie :)
I bardzo miło mi to słyszeć, na pewno jeszcze ten temat poruszę.
Dziękuję :*
To ja czekam na ten nowy post z utęsknieniem i nawet wymierzam kopa motywacyjnego, coby w końcu powstał xD
UsuńDzięki, być może dzięki temu pojawi się szybciej xD
UsuńWreszcie się na coś przydam :D
UsuńNo jest to życie cierpieniem, jest :)
OdpowiedzUsuńJuż zdrowa? W pełni?
Dobrze, że masz te osoby. Trzymaj je blisko siebie :)
Już zdrowa, dziękuję :)
UsuńWiem ;)
Doszłam do wniosku ostatnio, że za bardzo się wszystkim denerwuję, i za bardzo to wpływa na moje zdrowie. Z poprzednich komentarzy widzę, że z Tobą już wszystko w porządku... To dobrze :)
OdpowiedzUsuńBo stres się kumuluje w ciele... i cóż, jesteśmy psychosomatyczną całością, nie da się tych dwóch rzeczy oddzielić. Ale mam nadzieję, że teraz już będzie tego stresu u Ciebie trochę mniej i że wpiszą Cię na studia jak trzeba ;)
UsuńZapewne już Ci to kiedyś mówiłam, ale po raz kolejny czytając Cię stwierdziłam, że mamy coś wspólnego ze sobą. :) Podobne przemyślenia mamy, z podobnymi rzeczami się zmagamy...
OdpowiedzUsuńPS. Ciekawych rzeczy można się nieraz dowiedzieć z Twoich wpisów.
I wiesz, to w sumie miła świadomość, że ktoś jest do ciebie podobny w jakiś sposób :)
UsuńBardzo mnie cieszy, że jak widzę wiele osób dowiaduje się czegoś nowego, czytając moje wpisy. Ale przede wszystkim z tego, że jest to interesujące ;)
Bardzo ładnie piszesz!
OdpowiedzUsuńDziękuję ^^
UsuńPrzynajmniej jest stabilnie. Chu*owo, ale stabilnie. :P
OdpowiedzUsuńTeż za bardzo przywiązuję się do ludzi. Przyjdzie taki, namiesza, potem zniknie, a ja tęsknię. A czasami duszę w sobie emocje tak bardzo, że mam wrażenie, że kiedyś po prostu pęknę. Zdecydowanie niezdrowe.
No w miarę stabilnie jest :P Chociaż tyle xD Choć czy to znowu tak dobrze...
UsuńTo mam podobnie. Zduszanie w sobie wszystkiego też jest moim problemem. I wiem, że zdrowe to nie jest, ale tak już mam, od zawsze.
Mam nadzieję, że jednak nie pękniemy.
UsuńJestem trochę podobna do Ciebie i powiem Ci, że czasami przyznanie, że jest się słabym daje dużą ulgę... Nie zawsze musimy być silni, to normalne, że czasami jesteśmy delikatni i słabi.
OdpowiedzUsuń