Choć czy to jest wytłumaczenie? Czasem się zastanawiam, czy to wszystko moja wina. I dochodzę do wniosku, że tak. Każda pierdolona porażka, każdy lęk, każdy depresyjny nastrój, każda defensywna decyzja to tylko i wyłącznie moja wina. Było się alienować? Było się wycofywać? Było popadać w depresję? Było zwlekać? Było się urodzić? Było wpierdalać czekoladę? No właśnie.
Choć z drugiej strony współczesna neuropsychologia mówi, że tak zwana "wolna wola" w dużej mierze jest tylko złudzeniem. To, co wydaje nam się być naszą własną, racjonalną decyzją, podjętą w wyniku jakiegoś logicznego rozumowania, ciągu myślowego, tak naprawdę jest tylko odpowiedzią na skomplikowane procesy zachodzące wcześniej w układzie nerwowym. Kwestie etyczne i dotyczące sensu życia przychodzą do nas jako doznania w trzewiach. Kora przednia nie jest autorem naszych decyzji tylko tłumaczem, który tłumaczy z języka ciała na język słów i obrazów mentalnych. Nieprzetłumaczone emocje i doznania w ciele zdają się być dla nas dzikie i irracjonalne". Oto, co powiedział na ten temat Daniel Goleman. Oznacza to, że podejmowanie decyzji zachodzi na poziomie układu nerwowego, na płaszczyźnie biologicznej. Nasze rozumowe tłumaczenie sobie własnych wyborów jest jedynie dorabianiem ideologii, czy też właśnie przekładem na język dla nas zrozumiały faktu dokonanego.
Kwestie te są dla mnie szalenie interesujące i przede wszystkim pozwalają spojrzeć na siebie z nieco większą wyrozumiałością, przestać się tak o wszystko obwiniać, przestać sobie ciągle wyrzucać.
No i chuj. Co z tego? I tak jestem z siebie ostatnio cholernie niezadowolona. Mam coraz większe wrażenie, że do niczego się nie nadaję. Nawet pierdolonej sali na wesele nie potrafię znaleźć. Na fejkowe wesele tak dokładniej. Czemu oni mi kurwa każą szukać sali na wesele? Co ja kurwa o tym wiem? Jak mogę to znaleźć w jedno popołudnie? Problem w tym, że znakomita większość takich typowych lokali odpada, gdyż ma być tanio. Jak najtaniej. (kurwa. ja pierdolę. ja jebie. fuck. shit. scheisse).
Jestem niewystarczająca pod każdym względem. I nie potrafię spełnić swoich coraz większych ambicji. Tylko podnoszę poprzeczkę i z przerażeniem zadzieram głowę do góry, myśląc, jak temu wszystkiemu podołam.
Czemu jesteś jakimś cholernym niedorozwojem? Czemu w wieku prawie dwudziestu lat nigdy nie weszłaś w poważny związek? Czemu mając prawie dwadzieścia lat nie doświadczyłaś tylu rzeczy, które dawno powinnaś mieć za sobą w tym wieku? Dawno, bardzo, bardzo dawno. Cholernie dawno. W chuj dawno. Czemu wciąż jesteś beznadziejnie zorganizowana? Czemu zachowujesz się jak jebane dziecko z autyzmem? Czemu uciekasz przed bliskością? Czemu zachowujesz się jak idiotka? Co ma znaczyć to ściśnięte gardło i łamiący się głosik? Dlaczego wciąż tak słabo idzie ci rozmawianie po chińsku? Dlaczego nie rozumiesz od razu buddyjskich traktatów filozoficznych, tylko zawsze potrzebujesz jakiegoś naprowadzenia? Czemu jesteś tak beznadziejna w rozumieniu procesów ekonomicznych? Czemu jeszcze nie spaliłaś tego całego tłuszczu? Czemu nie jesteś more outgoing? Dlaczego jesteś?
I w ogóle to wszystko, co odpierdalasz jest żałosne, wiesz? Po prostu żałosne. Zwyczajnie żałosne. Sama jesteś żałosna.
W ostatnim czasie chyba jedyną radością w życiu są dla mnie ćwiczenia z buddyzmu- czuję się na nich niezwykle podniecona i pobudzona intelektualnie. Taki jakby stosunek, tylko że na płaszczyźnie intelektualnej. Zgłębianie buddyjskiej filozofii- czysta rozkosz, kompletna fascynacja. Lepszego nauczyciela mieć nie mogłam. Poza tym to nawet apetyt straciłam. A to jest już zły znak, gdyż normalnie to bym najchętniej żarła i żarła. Może to i dobrze- i tak musiałabym przyoszczędzić na jedzeniu, ponieważ wydam trzy stówy na bilet na Rammstein. Trudno, najważniejszy zespół mojego życia wart jest prawie każdej ceny. A za miejsce pod sceną, to naprawdę dałabym się pociąć, pochlastać, czy jakby to powiedział mój wykładowca z buddyzmu- ogolić tępą żyletką z czasów Buddy w najbardziej intymnych miejscach mojego ciała (xD). Jeśli uda mi się dopchać pod tę scenę, to chyba naprawdę umrę ze szczęścia. Umrę szczęśliwa i będzie spokój.
W końcu powiem ci co myślę
tak prosto w twarz,
kiedy cię widzę to się wstydzę,
że ciągle nosi ciebie świat
(...)
Już mam cię dość
tych oczu pustych
poczekaj zaraz zbiję lustro- tak tak
Tak tak- tam w lustrze to niestety ja
tak tak- ten saaam.
(...)
Ja wiem, że trochę się starasz,
lecz powiedz mi
ile przed lustrem spędziłeś dni.
Czasem mam wrażenie, że nie rozumiem ludzi.
OdpowiedzUsuńHmm,ale odnośnie czego to piszesz? :P
UsuńE, sali na wesele to nikt znaleźć nie umie, spokojnie :D i mam lat 24 a też wielu rzeczy nie przeżyłam - taki widać mój los :D
OdpowiedzUsuńA w niepoważny? :D
OdpowiedzUsuńTytul tego posta tak bardzo utozsamia sie ze mna..
OdpowiedzUsuńWidzisz, jestem od Ciebie starsza i też tego nie mam za sobą. Ale przynajmniej masz możliwość chodzenia na koncerty :)
OdpowiedzUsuńCzerp z takich sytuacji jak koncert, to daje dużo dobrej energii, która jest chwilami bardzo potrzebna, by własnie w chwilach zwątpień siebie nie opuszczać. Wysyłam słońce. Cmok
OdpowiedzUsuńCzasem życie jest nie do ogarnięcia, ale to nie znaczy, że zawsze takie będzie. I pamiętaj, że nie za wszystko jesteś odpowiedzialna - bo są też sytuacje, które od nas w ogóle nie zależą, więc obwinianie siebie nic nie da. A alienowanie uznałabym za metodę radzenia sobie ze stresem - też tak mam, chociaż czasem pójdę do ludzi, ale tylko do tych, którzy zrozumieją mój humor.
OdpowiedzUsuńNie znosze stresu :( W moim przypadku stres powoduje, że trudno mi złapać kontakt z innymi. Na przykład nowa praca, jestem tak zestresowana obowiązkami i generalnie nowością, że złapanie kontaktu z nowymi kolegami/koleżankami schodzi na drugi plan.
OdpowiedzUsuńTeż w wieku 20 lat mam jeszcze wiele rzeczy przed sobą, a nie za sobą, ale wzięłam się za ogarnianie ich! Nigdy nie jest za późno. :)
OdpowiedzUsuńTrzeba szukać szczęścia ze wszystkiego co nas otacza, czasem jest trudno ale trzymam kciuki :)
OdpowiedzUsuńChyba nie ma granicy do której, od której trzeba coś przeżyć. Trzeba robić wszystko w swoim tempie, w swoim czasie:)
OdpowiedzUsuńhttps://sweetcruel.wordpress.com
Ja uważam, że każdy ma swoje tempo i swoje sposoby na przeżycie życia i różnych uczuć, nie ma żadnej reguły. Żyj po swojemu i radź sobie z życiem jak potrzebujesz a nie jak wypada.
OdpowiedzUsuń